Dzięki Toyocie wizja samochodu, z którego rury wydechowej wydobywa się tylko woda, jest bliższa niż kiedykolwiek.
Toyota Mirai jest produkowana seryjnie od 2014 roku. Do tej pory powstały dwie generacje. Mirai I to sedan średniej wielkości z przednim napędem. Mirai II to duży sedan z tylnym napędem, spokrewniony z Lexusem LS, zaprojektowany na platformie GA-L z serii TNGA.
W skrócie jest to rozwiązanie, które pozwala wytwarzać z wodoru prąd i napędzać nim silnik elektryczny. W stosunku do tradycyjnych aut na prąd ładowanych z gniazdka zaletą jest czas potrzebny na uzupełnienie paliwa lub energii. O ile ładowanie akumulatorów nawet w przypadku słupków z trójfazowym prądem potrafi trwać godzinami, o tyle tankowanie wodorem 5-kilogramowych zbiorników Miraia zajmuje kilka minut.
Napęd Toyoty Mirai stanowi silnik elektryczny zasilany zestawem ogniw paliwowych. Ogniwa paliwowe to generator, w którym prąd jest produkowany w reakcji wodoru z tlenem w obecności katalizatora. W jej wyniku uwalniane są elektrony, a produktem ubocznym jest woda. Mirai ma także niewielką baterię trakcyjną, w której magazynowana jest energia odzyskiwana z hamowania. Do budowy układu napędowego zastosowano elementy pełnego napędu hybrydowego Toyoty.
Przyjmując fabryczne zużycie wodoru na poziomie około 800 g na 100 km Toyota Mirai pozwala przejechać na jednym tankowaniu ponad 500 km – wynik nieosiągalny dla aut elektrycznych przy obecnym stanie zaawansowania akumulatorów.
Skąd taka niechęć do aut tego typu? To proste. Narzekamy na słabą infrastrukturę pozwalającą na ładowanie elektrycznych pojazdów, a tymczasem z tankowaniem wodoru jest jeszcze gorzej. Obecnie w Polsce jest dokładnie sześć stacji tankowania wodoru.
Toyota Mirai, według polskiego katalogu z 2023 roku, kosztuje od 280 tys. zł. Chcąc ją doposażyć bardzo szybko przekraczamy kwotę 350 tysięcy.
Kasper Teszner, Biuro PTPiREE